Bratysława i Wiedeń. Dwa światy, jedna informacja

Bratysława i Wiedeń – dwa miasta, dwie stolice. Blisko, a jednocześnie bardzo daleko od siebie. Dzieli je wiele: historia, język, tradycje, obyczaje, struktura czy uwarunkowania społeczno-kulturowe. Łączy jedno: te same potrzeby komunikowania. Centrum kultury marketingowej. Środek relacji: ja-miasto.

Odpowiednio ukształtowany i zaprezentowany przekaz informacji jest charakterystyczny dla każdego miejsca. Marketing terytorium wyznacza dziś coraz szersze granice, zmuszając do zastanowienia, interpretacji i przetwarzania wiadomości. Obserwując konkretne zjawiska, łatwo wpaść w pułapkę tzw. „kształtowania tożsamości”. Jasne, każde miejskie centrum ma swoją indywidualność i face, podawane turystom na talerzu (naliczając napiwek). Ale mechanizmy, którymi kierują się twórcy poszczególnych reklam, wyznaczają sami odbiorcy: klienci, turyści, zwiedzający, wpadający na chwilę, wpadający na dłużej, a nawet mieszkańcy. Co do nich należy? Nic wielkiego. Nic nadzwyczajnego. W zasadzie wszystko mieści się w jednej “chęci” – chęci zobaczenia i doświadczenia czegoś nowego.

Korzystając z budowy danego państwa, na którą składa się m.in.  niespotykana architektura, ciekawe obiekty czy unikatowe (nie lubimy się z tym słowem) miejsca, content marketing zostaje wprzężony do środka tej układanki. Staje się cegiełką, ważną cegiełką w relacji:

moje oczy vs teren wokół mnie.

Przechodząc koło bratysławskiego „Hand made originals” przy ulicy Vodný Vrch, łatwo zauważyć jedną, ale mega istotną wartość tego komunikatu: wiarygodność. Jeśli robimy coś ręcznie, to głośmy o tym także „ręcznie”. Bezpretensjonalność i prostota przekazu są dziś mało spotykane. Robert Anton Wilson w „Oko w piramidzie” wspomina: Dlaczego nie możemy powiedzieć, że kradzieże na autostradach są kradzieżami na drogach, zamiast nazywać je najwyższym dobrem? Dlaczego nie możemy powiedzieć, że gówno jest gównem, tylko nazywamy je ekskrementem? Dlaczego nie używamy języka do przekazania określonego znaczenia? Dlaczego używamy go zawsze do ukrycia znaczenia?

Hand made originals

Inną kwestią jest popularne „I love Bratislava”, które może dotyczyć każdego wskazanego miejsca na kuli ziemskiej. Jednak naddana informacja jest zupełnie przemyślana, bo trafia w konkretny target, danego odbiorcę: „Tak, to Ty kochasz Bratysławę i właśnie wejdziesz zobaczyć, jak wygląda ta miłość”! A gdy już wejdziesz, nie wyjdziesz. Albo przynajmniej nie z pustą ręką. Lub dwiema.

I love Bratislava

W opozycji do bezpośredniej Bratysławy można postawić wiedeńskie rozmowy z Mozartem. Ten dialog skupiony jest głównie wokół architektury miasta, jego struktury, powierzchni oraz obiektów muzealnych. Oczywiście, tutaj też znajdziemy popularną Marilyn, która przy ul. Kohlmarkt podpiera brodę w szybie. Jej ikona pozostaje niezniszczalna, a patrząc z perspektywy zjawisk kulturowych, staje się współczesnym symbolem turystycznych zakupów: każda szanująca się stolica ma swoją Monroe. I kropka.

Monroe

Obok Monroe siedzi Albertina. Dosłownie. Przy ul. Augustinenstraße zajmuje całe schody. No, prawie – kawałek miejsca zabierają jej media społecznościowe FIND US ON. Świat online, który bezpardonowo wkracza do offline. Co ciekawe, robi to bez żadnego kodu QR czy kreskowego. Po prostu, na czuja. Baudrillard w swoich „Symulakrach i symulacjach” w pewien sposób przewidział zderzenie dwóch światów: Zamiast sprzyjać komunikowaniu, informacja wyczerpuje się w inscenizowaniu komunikacji. Zamiast wytwarzać sens, wyczerpuje się w inscenizowaniu sensu.

Albertina

FIND US ON

Wiedeńskie zakamarki i uliczki. Zaglądając tu i tam widzi się przede wszystkim pomieszanie z poplątaniem. Poplątanie z pomieszaniem. Zderzenie dwóch odrębnych wiadomości, które razem tworzą symbiotyczne połączenie. Przy ul. Josefplatz zestawienie koni mechanicznych i tych całkiem naturalnych. Historia kiedyś i dziś.

Informacja Konie kiedyś i dziś

Przechodząc przez Tuchlauben nie sposób ominąć mleczną figurę. Majestatyczna rzeźba wyskakuje jak prawdziwek po deszczu. Niestety, zostaje przesłonięty przez zakaz wjazdu. Jajecznicy dziś nie będzie. Dwa komunikaty, jedna sytuacja. Gdzie jesteśmy? Nie wiem. Wiem natomiast, że współczesne nakazy, zakazy i inne „kazy” nie dają możliwości na swobodną, indywidualną recepcję rzeczywistości.

Rzeźba

Zastanawiając się nad współczesną komunikacją kulturową, jej znaczeniem i skutkami odbioru, zapala się zielone światło dla pieszych. Ale nie takich zwykłych pieszych. Zielone serduszko prawie jak zielone jabłuszko. I nie znajduję wokół nikogo, kto się waha: przejść/nie przejść? Idą wszyscy. Z radością lub nadzieją.

Zielone serduszko

A dalej? Tylko ciekawiej… Wychodząc z ciemnego, zabytkowego tunelu wprost na ul. Mariahilfertraße z plakatem nagiej, szczegółowo przedstawionej kobiety. Kolejne uderzenie. Leopold Museum w samym centrum Wiednia obrał jedną z najbardziej dobitnych kierunków komunikacji. Działa?

Naga kobieta

Łażenie po jednej z najbardziej rozbudowanych stolic jest jak wizyta w tamtejszym „Fitnessclubie Heimlich” przy ul. Rennweg. I to nie tylko dla turystów. Wyobraź sobie, że wstajesz rano, a Heimlich za oknem uśmiecha się motywująco. Chyba nie odmówisz paru przysiadów?

Fitnessclubie Heimlich

Jedną z cech komunikacji, którą lubię, jest jej nieszablonowość. Jasne, opracowywanie strategii, badania rynku, analizowanie potrzeb i zachowań konsumentów są niezbędne do efektywnej sprzedaży oraz gromadzeniu informacji o klientach/odbiorcach. Ale zdarzają się sytuacje, które nie sposób ogarnąć i zakwalifikować w konkretne ramy. Zdarzenia nieprzewidywalne i niezaplanowane przez analityków, marketerów czy jakiegokolwiek community ninja. Dlaczego? Bo dzieją się tu i teraz. Obok nas, w otaczającym świecie. Tym namacalnym, dotykalnym. Niedaleko Hofburg przeszedł turecki protest, czerwona fala oburzenia, krzyków i zdenerwowania. Iskra, która tydzień później rozpaliła ogień w Ankarze.

Turecki protest

Mozart mi powiedział, że puentą naszych rozmów będzie „Knocking on Heavens Door” przy Michaelerplatz. Zgodziłam się. Odwiedziny w Wiedniu są jak pukanie do nieba. Niby wiesz, a jednak nie wiesz, co w danej chwili znajdziesz po drugiej stronie drzwi.

Knocking on Heavens Door

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kontynuując przeglądanie strony, wyrażasz zgodę na używanie przez nas plików cookies. więcej informacji

Aby zapewnić Tobie najwyższy poziom realizacji usługi, opcje ciasteczek na tej stronie są ustawione na "zezwalaj na pliki cookies". Kontynuując przeglądanie strony bez zmiany ustawień lub klikając przycisk "Akceptuję" zgadzasz się na ich wykorzystanie.

Zamknij